TYTUŁ: Slash. Rockowy dom wariatów
AUTOR: Paul Stenning
WYDAWNICTWO: Anakonda
GATUNEK: biografia
Po tym miłym muzycznym akcencie trzeba
przejść do rzeczy. Wierzę, że są na świecie osoby, które mogą nie znać Slasha.
Sądzę jednak, że jest ich niewiele, bo Saul Hudson jest w dzisiejszych czasach
postacią niemal kultową. Nieodmiennie fascynuje swoim oryginalnym stylem
- "czarne, kręcone włosy opadające na twarz, cylinder na głowie,
papieros przyklejony w kąciku ust jakby na stałe i butelka Jacka Daniel'sa na
podorędziu", ale przede wszystkim zachwyca swoim muzycznym geniuszem.
Biorąc do ręki publikację Paula
Stenninga, nie należy się spodziewać oficjalnej i pompatycznej historii
gitarzysty. Autor nie zdystansował się do Slasha, wręcz przeciwnie, ewidentnie darzy
go sympatią - nazywa go legendą, bogiem, człowiekiem o fenomenalnym talencie.
Dla jednych może to być nierzetelność, dla mnie jest to urozmaicenie. Dawno
temu odkryłam, że biografie pisane na sucho i z pewną dozą obojętności działają
lepiej niż środki nasenne.
Slash. Rockowy dom
wariatów nie jest książką dla każdego - odnajdą w niej coś dla siebie przede
wszystkim fani Guns N' Roses i samego Slasha. Koneserzy docenią zwłaszcza
rozdział "Czy wiecie, że...", w którym zgromadzone zostały mało znane
fakty, potocznie zwane ciekawostkami.
Autor już we wstępie uprzedził nas, że
nie jest to typowa solowa biografia. Ciężko dowiedzieć się czegoś o cichym i
introwertycznym gitarzyście, nie przyglądając się ludziom, którzy go otaczali,
a więc i jego środowisku. Liczne konteksty pozwalają na poznanie kariery Slasha
od podszewki, a także dają nam okazję do zagłębienia się w jego psychikę.
Dowiemy się jak muzyk czuł się w zespole Guns N' Roses, jak radził sobie z
niespodziewaną sławą, co naprawdę się dla niego liczyło, a także jak doszło do
założenia Slash's Snakepit i Slash's Blues Ball. Nie należy też zapominać o
kilkudziesięciu stronach poświęconych Velvet Revolver. Krok po kroku wyłania
nam się pełny obraz Slasha, poparty fragmentami licznych wypowiedzi samego
zainteresowanego i zdjęciami. O Slashu w wersji solo w książce Paula Stenninga
niestety nie poczytamy, najwyraźniej pisarz miał limit na dwieście trzydzieści
jeden stron.
Wiele osób pewnie się zdziwi, znajdując
w książce wulgaryzmy; Sama byłam lekko zdziwiona, że autor zaczął tak
ostro, ale właśnie ten wyluzowany (chwilami aż za bardzo) styl odróżnia Rockowy
dom wariatów od innych biografii. Nie zdziwię się, jeśli niektórych
czytelników będzie razić niezbyt wysublimowane słownictwo. Rzucił mi się w oczy
też lekki stosunek Paula Stenninga do wszelkiego rodzaju używek. Slash ćpa -
okej, co w tym dziwnego; Slash jest uzależniony od alkoholu - nic nie szkodzi,
wszystko w porządku. Prześlizgiwanie się po tego typu problemach i lekceważący
stosunek do nałogów grubą krechą podkreślił subiektywizm autora, a mnie
zniesmaczył.
Połowa z informacji zawartych w książce
nie będzie nowością dla wiernych fanów muzyka. Jest to jednak lektura
obowiązkowa dla każdego z nich. Dodam jeszcze od siebie, że Slash.
Rockowy dom wariatów przepięknie prezentuje się na półce.
Wydawnictwu
Anakonda bardzo dziękuję za książkę i miłe popołudnie jakie mi
gwarantowała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz